Supersiostry – recenzja filmu

Supersiostry to ten seans, którego z jednej stronu odpuścić w kinie nie mogłem, ale z drugiej wiedziałem, że szanse na to, że to będzie produkcja chociażby poprawna, są niewielkie. Krótko mówiąc niczego się nie spodziewałem, a i tak się zawiodłem, bo skala problemów, jaka trapi ten film, jest porażająca. Jednak co ciekawe, często Supersiostry zawodzą nie tam, gdzie się tego spodziewałem, o czym za chwilę.

Fabuła?

O czym jest ten pierwszy polski superbohaterski film? W sumie niewiele muszę pisać, bo jest to jedna wielka tania zrzynka z kiepskich „komiskówek” z przełomu wieków. Tak, nie pomyliłem się, z przełomu wieku. Różnica jest jedna: przeniesienie wszystkiego na grunt polski. Zatem akcja zaczyna się w 1979 roku gdzieś w PRL-u. Wojskowa ciężarówka przywozi dwie zlęknione dziewczynki do kompleksu badawczego, którego dowódcą jest jakiś pułkownik odrysowany od wzorca numer 5 na szwarccharakter – pali papierocha, ma minę zbitego kota i pierdzieli coś o dobru ojczyzny w co drugim zdaniu.

Supersiostry - Alicja ratuje Dźestera przed traktorem.
Źródło: Next Film

Co ważne wiadomo natomiast, że przywiezione siostry mają nadprzyrodzone siły. Zaciemnienie i już jesteśmy w czasach docelowych filmu, czyli na począteku lat 90tych. Czas przemian w naszym kraju. Alicja, jedna z sióstr, jest już w liceum, w którym zresztą uczy jej przybrany ojciec, były naukowiec z kompleksu, który po jakimś wypadku ją uratował i razem uciekli. Teraz ukrywają się po wioskach na prowincji przed złym wojskiem.

Potem to już klasyk – Alicja ujawnia, że ma moce, źli orientują się gdzie mieszka… Młoda z ojcem uciekają, ojciec ginie, ale przed śmiercią ujawnia jej, że młoda ma siostrę. Na szczęście do Alicji akurat w podobnym czasie zaczyna mówić radio. Tak… Mówić radio. Zatem logicznym jedynym wyjaśnieniem jest, że to musi być jej siostra. Siostra, której jeszcze do niedawna nie pamiętała, że ją ma, ale teraz pamięta, że jej siostra śpiewała kołysankę. Wszystko jest logiczne i poukładane jak widzicie. A to tylko początek. 🙂

Co dalej? Znajdują starszą siostrę Lenę i chcą powstrzymać złego pułkownika. A dlaczego? Bo za pomocą tych supersióstr okrutnik chce stworzyć super broń masowej zagłady – bombę mezonową (🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣). Dlatego same chcą do niego iść i go powstrzymać. Na dodatek Lena jest jego wychowanką. Wszystko się klei prawda? To nie może być pułapka. Alicja nawet nie ogarnia, że coś tu jest podejrzanego, nawet gdy wchodzą do tajnego wojskowego kompleksu badawczego i nie ma tam żadnych strażników, a one same po prostu otwierają główne wejście i sobie wchodzą do środka.

Supersiostry - lunapark
Źródło: Next Film

Chaos i brak pomysłu

Wszystko tutaj jest wtórne i bardzo chaotyczne. Na dodatek bez emocji i pomysłu. Naprawdę po obejrzeniu zastanawiam się dlaczego ten film w ogóle powstał i jedyne, co mi przychodzi do głowy, to praca dyplomowa na jakiejś filmówce. Pierwszy akt jest mocno przewidywalny i nie ma w sobie żadnego ładunku emocjonalnego. Reżyseria tutaj też nie pomaga, bo sceny tak dramatyczne, jak śmierć ojca leżą, a samo jego zastrzelenie przez jednookiego zabliźnionego złego kolesia w czarnym wdzianku na motorze wręcz wywołało u mnie śmiech.

Uciekanie Alicji i jej nowego kumpla Dżestera to kolejne kuriozum. Wojsko pojawia się znikąd. Plan ucieczki słaby, a moment ich schwytania to już kretynizm w czystej postaci. Dzieciaki jedzą zapieksa przy budzie z polskim fast foodem lat 90tych, nagle materializuje się wszędzie wojsko. Zatem nasi bohaterowie instynktownie uciekają, widzą że nie mają większych szans, bo zbiry mają ich już prawie na wyciągnięcie ręki. Ale z nadzieją patrzą na pole wysoko rosnącej kukurydzy więc w nie w biegają… I co robią metr od krawędzi pola? Po prostu w nim kucają…

Tego typu bardzo dziwnych – żeby nie powiedzieć nieprzemyślanych zagrywek scenariuszowych – jest po prostu mnóstwo. Na przykład w następnej scenie Alicja i Dżester jadą już pojmani przez człowieka bliznę, zakuci w kajdanki i podwieszeni pod sufit transportera opancerzonego. Młoda używa swoich antygrawitcyjnych mocy i doprowadza do wypadku BWPa. Swoją drogą to chyba najlepsza scena w filmie – od strony wizualnej, bo sensu w tym nie ma – ale wypadek tego pojazdu wygląda świetnie. Gorzej z osadzeniem tego w fabule. Bo nagle z wywróconego pojazdu Alicja i Czester wychodzą już bez kajdanek. Jak? Nieważne, może nikt się nie zorientuje.

Takich „smaczków” Supersiostry są pełne. Jest chociażby tajny kod nie do rozszyfrowania, którym Lena daje znać, gdzie się jest miejsce spotkania sióstr – biała wieża w najbliższym większym mieście. Indiana Jones by tego nie rozkminił w rok. Od razu można było się umówić, że to „Otwock, ratusz”, a zbiry będą tak samo gotowe.

Supersiostry - Hektor - jeden z głównych złych - jest tak zły, że z jednym okiem używa snajperki z ręki, żeby trafić prosto w serce ojca Alicji z pół kilometra. ZŁO!!!
Źródło: Next Film

Bohaterowie?

Już wiemy, że fabularnie jest kiepsko. Problem jest też z postaciami. Wspomniałem już, że czarne charaktery to tragedia. Jednak w przypadku naszych tytułowych sióstr nie jest lepiej. Charakteru i charyzmy tutaj nie ma żadnych. Alicja po prostu jest. Natomiast jedyne, co wyróżnia Lenę, to fakt bycia na wózku inwalidzkim i nieudolna próba pokazania, jak przez to świat nią pogardzał. Brak tutaj chemii między bohaterami, brak jakichkolwiek cech charakterystycznych, emocji, minimalnego punktu zaczepienia, aby ich polubić i poznać. Sztampa goni sztampę.

Na dodatek gratuluje castingu – licealistkę gra 27-latka, co widać mocno na ekranie. Nawet bym się tego nie czepiał, gdyby nie fakt, że Dżestera, czyli niewiele młodszego chłopaka, gra faktycznie nastolatek, co jeszcze bardziej podkreśla wiek głównej bohaterki. U drugiej siostry wiek już tak bardzo nie boli, w końcu i tak miała być kilka lat starsza. Problemem jest za to aktorstwo – krótko mówiąc jest nad czym pracować. Szarże dramatyczne są wręcz cringe’owe, a reżyser kompletnie nie potrafi aktorki poprowadzić. Wychodzi naprawdę bolesna mieszanka śmieszności i zażenowania epatująca z ekranu.

Kino superbohaterskie?

Kolejnym brakiem tego filmu jest jego suberbohaterskość. Supersiostry nie są de facto super. Brak tutaj spektakularnych scen walk. Bohaterowie jak już, to uciekają cały czas i raz wybuchają jakąś ciężarówkę. W finałowej scenie do bazy złego po prostu siostry sobie wchodzą. Jeśli już ktoś ginie, to na sam koniec w bardzo spodziewanym przez wszystkich twiście i to w komiczny sposób – błyskawica w niego trafia, a delikwent znika. Nie jest to więc kino superbohaterskie. Film drogi to tez nie jest, mimo że przez pół filmu cały czas gdzieś jadą. Nie jest to z pewnością dramat psychologiczny, a komedia wychodzi tylko przez przypadek. Ciężko naprawdę stwierdzić, co to za gatunek.

Nie ma tutaj też jakiejś wielkiej origin story. Przemiana Alicji z kompletnie zielonej licealistki w superbohaterkę panującą nad swoimi mocami dzieje się niczym za skinieniem magicznej różdżki. Jeden dzień na złomowisku i cyk! Już wszystko potrafi. Na dodatek sceny związane z tym „treningiem” są mdłe tak bardzo, że aż zaczął mnie boleć żołądek od nich.

Supersiostry - Lena i Alicja w finałowych scenach
Źródło: Next Film

Film próbuje wjeść w klimaty familijne i pokazać budujące się relacje między siostrami – ale problem w tym, że tylko próbuje. Sceny są bardzo sztuczne, czasami wręcz dziwnie urwane. Wieź siostrzana jest tutaj tylko na papierze. Zatem ostatecznie naprawdę ciężko stwierdzić o czym Supersiostry są. Nawet taka scena-samograj, jak wspólne śpiewanie hitu podczas jazdy przez bezdroża, tutaj została położona i wzbudza tylko zażenowanie.

To wskazuje bardzo dobitnie na to, że nie ma też tutaj przede wszystkim reżyserii. Sceny, które z założenia mają być dramatyczne, nie niosą ze sobą żadnego ładunku emocjonalnego. Maciej Barczewski kompletnie nie potrafi przykuć uwagi widza do tego, co dzieję się na ekranie. Jedyne próby podejmowane są poprzez ładne zdjęcia. Jest to wręcz już irytujące, że ogrom filmów w ostatnim czasie próbuje „dowyglądać” swoje ogromne braki. Drodzy Twórcy! Nie tędy droga! Najpierw przekaz i treść, potem bawmy się w wizualia, bo inaczej powstaje wydmuszka bez jakiegokolwiek wyrazu. Podobnie, ale na mniejszą skalę, było z nową Akademią Pana Kleksa chociażby.

Plusy?

Supersiostry to naprawdę produkcja słaba, ciężko stwierdzić inaczej. Czy jest cokolwiek na plus w tym filmie? Jak wspomniałem: na pewno operatorka – szerokie kadry, kolory. Film po prostu chce wyglądać ładnie. Efekty specjalne są ok i tutaj film nie ma się czego wstydzić. Powiem więcej, scena wspomniana przeze mnie z wypadkiem transportera opancerzonego robi wręcz dobre wrażenie. To w sumie najlepsze, co nam Supersiostry dały.

Na docenienie zasługuje też klimat wczesnych lat 90tych. Twórcy tutaj się postarali, aby faktycznie widz mógł przenieść się do tych czasów. Walkman na kasety i baterie, zapiekanki z budy, które kosztują tysiące złotych – tych przed denominacją. Stare samochody, lunapark z tamtych lat – tutaj naprawdę wyszło dobrze. Akurat tym aspektem jestem mile zaskoczony, bo byłem przekonany, że pod tym względem przede wszystkim ta produkcja będzie leżeć. Tymczasem nostalgia za latami 90tymi to, jedyne co można w niej pochwalić.

Podsumowanie

Krótko mówiąc Supersiostry to Pan Samochodzik 2024 roku. Być może ranga nieco niższa, bo w tym przypadku żaden kultowy autor książek młodzieżowych nie przewraca się w grobie, ale poziom żenady jest na podobnym poziomie. Film jest po prostu zły i szkoda zwyczajnie na niego czasu. Nie ma tutaj ani ciekawej historii, ani reżyserii, a z aktorstwem też Supersiostry niewiele mają wspólnego. Wiele tu żenujących scen, które wręcz powodują ból fizyczny przy pierwszym kontakcie. A wisienką na torcie jest próba powiązania tego filmu z uniwersum Stranger Things w końcowej scenie – byłem porażony. Krótko mówiąc nie polecam, ostrzegam i zalecam omijać z daleka.

Supersiostry – recenzja filmu
Tagi:    
Avatar photo

Łukasz "Wookie" Ludwiczak

Uzależniony od planszówek i science-fiction wszelakiego. Często godzący oba nałogi na raz. Moja wielka piątka to Star Trek, Firefly, Expanse, Battlestar Galactica i Diuna. Na planszy interesują mnie cięższe klimaty a moim numerem jeden jest Eclipse. Członek Stowarzyszenia Klub Fantastyki Druga Era, zapalony kibic Formuły 1.