
Wprawdzie w naszej redakcji to Wookie jest największym fanem sportów motorowych, ale sam też wiem, że wyścigi mogą być pasjonujące. Prawdziwe, mające miejsce kilka lub kilkanaście lat temu historie są czasami niezwykłe, bo – jak to się mówi – życie pisze najciekawsze opowieści. Wiedzą to tez filmowcy, bo inaczej nie powstałyby takie filmy, jak świetny Le Mans z Mattem Damonem i Christianem Bale, albo genialny Wyścig z Danielem Brühlem i Chrisem Hemsworthem. Historia rywalizacji Forda i Ferrari, albo Nikkiego Laudy i Jamesa Hunta do dziś zachwyca fanów, ale podobnie wciągających momentów w motosporcie było więcej. Na przykład to, jak Lancia rzuciła wyzwanie Audi w rajdach WRC w 1983 roku. To właśnie tę opowieść na warsztat wzięli producenci filmu Wyścig o chwałę, który od kilku dni można znaleźć na Amazonie.
Zwinność i spryt kontra napęd na 4 koła
Za Audi stały ogromne pieniądze i świetni inżynierowie, a także powiązania z wojskiem. Ktoś mądry wpadł wtedy na pomysł, żeby napęd na cztery koła stosowany w pojazdach militarnych zastosować w cywilnych rajdówkach i tak powstało Audi Quattro. Samochód był niesamowity i od razu zdominował rajdy, ale – co oczywiste – znalazła się ekipa, która postanowiła podjąć wyzwanie na swoich zasadach. Tą ekipą była włoska Lancia ze swoim modelem 037. Włosi kombinowali nie tylko na torze, ale również poza nim. Do historii przeszedł pierwszy wyścig sezonu 1983, gdy załoga Lancii pod osłoną nowy posypywała solą trasę wyścigu, by w ten sposób pozbyć się śniegu, który faworyzował rywali. Albo sam proces weryfikacji wymagań regulaminu przez sędziów, którzy nie wiedzieli, że liczą dwa razy te same Lancie, tylko sprytnie przestawione przez Włochów.

Wyścig o chwałę skupia się właśnie na tych wydarzeniach. Jednak główna oś fabuły kręci się raczej wokół Cezare Fioro (w tej roli Riccardo Scamarcio) – szefie ekipy Lancii i tego, jak bardzo starał się wygrać klasyfikację konstruktorów. Na to wszystko nakłada się niechęć do wygrywania głównego kierowcy ekipy, czyli Waltera Röhrla (Volker Bruch). Wydawałoby się, że mamy mieszankę wybuchową.
Wyścig, ale po co?
Problem w tym, że pomimo naprawdę ciekawej osi fabuły i niesamowitych faktów historycznych, na których opiera się film, to całość jest zrealizowana w dość nużący sposób. Co mnie zaskoczyło, to bardzo mała ilość ekspozycji. Ja rozumiem, że ich nadmiar jest zły i wkurza, gdy bohaterowie przekazują sobie krytyczne informacje tylko po to, żeby widz załapał o co chodzi. Ale tu przegięto w drugą stronę. Bardzo mało jest rozmów na przykład na temat zasad wyścigów, co bardzo popsuło radość oglądania mojej żonie. Ktoś nie znający reguł nie wiedział kompletnie, skąd na trasie wyścigu wziął się drugi samochód Lancii, od którego główna załoga „pożyczyła” sobie elementy zawieszenia. Albo jak punktowane były poszczególne wyścigi.

Moje zarzuty dotyczą też realizacji samych scen wyścigu. Niestety widać było mały budżet. Na trasie rajdu było bardzo mało fanów, a kamera stanowczo zbyt często pokazywała w ciasnym kadrze głowę kierowcy, zamiast szeroko ogarniać trasę. To powodowało, że nie czułem prędkości, a to w filmie o rajdach jest szalenie ważne. Aktorsko jest w porządku i solidnie, ale bez fajerwerków. Najbardziej rozpoznawalną twarzą wśród aktorów jest Daniel Brühl, ale nawet on nie robi wrażenia „łał”.
Szczerze mówiąc film mnie trochę zawiódł. Niby wyścigi, niby szalona historia, ale… czegoś tu brakowało i po seansie miałem ogromne poczucie niedosytu. Niestety Wyścig o chwałę nie będzie wymieniany jako równy wspomnianym na początku filmom o Fordzie GT, czy Laudzie i Huncie. A jeśli ktoś chce poznać historię rywalizacji Audi i Lancii, to mogę mu zaproponować jeden z odcinków The Grand Tour, gdzie Clarkson w dowcipny sposób podsumowuje to, co wydarzyło się w 1983 roku…