
Seria „Tron” przez lata kojarzyła się z przełomową wizją cyfrowego świata i efektowną stylistyką. Niestety, najnowsza odsłona – „Tron: Ares” – nie tylko nie dorównuje poprzednikom, ale staje się jednym z najbardziej rozczarowujących filmów ostatnich lat. To produkcja, która zamiast wciągać w futurystyczną opowieść, irytuje i nuży.
Chaos zamiast fabuły
Największym problemem „Tron: Ares” jest brak jakiejkolwiek spójnej historii. Film sprawia wrażenie niedokończonego szkicu, w którym pomysły pojawiają się i znikają bez konsekwencji. Postaci są pozbawione wyrazistości, a ich działania często nie mają sensu. Dialogi brzmią sztucznie, a tempo narracji nie pozwala zaangażować się w wydarzenia. Zamiast ekscytującej podróży po cyberświecie dostajemy scenariuszowe nieporozumienie.
Realizacja bez pasji
Reżyseria nie ratuje sytuacji. Wręcz przeciwnie – film wygląda tak, jakby powstał bez jakiegokolwiek zaangażowania twórców. Brakuje napięcia, emocji i pomysłów, które mogłyby tchnąć życie w znane uniwersum. Nawet pod względem wizualnym, który był mocną stroną poprzednich części, „Tron: Ares” wypada blado. To nie ten poziom, do którego przyzwyczaiły nas wcześniejsze odsłony serii.
Dlaczego warto obejrzeć naszą recenzję?
W materiale wideo omawiamy szczegółowo wszystkie problemy tej produkcji: od fabularnych absurdów, przez nietrafione decyzje reżyserskie, aż po momenty, które sprawiają, że seans staje się doświadczeniem bardziej frustrującym niż satysfakcjonującym. Jeśli zastanawiacie się, czy warto poświęcić czas na ten film – nasza recenzja rozwieje wszelkie wątpliwości.
„Tron: Ares” to przykład, jak łatwo zmarnować potencjał kultowej marki. Zamiast emocjonującej kontynuacji, otrzymujemy filmową wpadkę, którą trudno usprawiedliwić. Jeżeli chcecie dowiedzieć się, dlaczego uznajemy go za jedną z największych katastrof tego roku – koniecznie obejrzyjcie nasz materiał.
