Predator – klasyk, który się zestarzał jak mięśnie Arniego| Recenzja

Predator to film, który w latach 80. uchodził za absolutny szczyt kina akcji. Arnold Schwarzenegger, muskularna ekipa komandosów i kosmiczny łowca polujący w dżungli – trudno było o coś bardziej ikonicznego. Dziś jednak, po latach, ten klasyk z 1987 roku nieco stracił pazur. Nadal ogląda się go z sentymentem, ale czar sprzed dekad trochę wyblakł.

Testosteron, błoto i onelinery

Nie da się ukryć – ten film to czysta esencja męskości rodem z lat 80. Mięśnie prężą się w każdym kadrze, pot leje się strumieniami, a każda wymiana zdań to pojedynek na kultowe kwestie. „Get to the chopper!” czy „If it bleeds, we can kill it” – to już część popkulturowego DNA. Problem w tym, że dziś te momenty bardziej śmieszą niż budzą respekt. „Predator” trąci myszką, i to nie tylko w sensie technicznym.

Film, który się zestarzał

Efekty specjalne, które kiedyś zachwycały, dziś wyglądają skromnie. Fabuła – prosta jak drut – wciąż działa, ale trudno mówić o napięciu, kiedy wszystko opiera się na schemacie „zabij albo zgiń”. Dla fanów gatunku to nostalgiczna podróż, dla reszty – raczej ciekawostka z przeszłości. Nie jest to seans, do którego się wraca z wypiekami na twarzy, choć na pewno ma swoją wartość historyczną.

Za co nadal można go docenić

„Predator” ma klimat, którego dziś już się nie kręci. Jest w nim surowość, prostota i autentyczność, których brakuje współczesnym blockbusterom. I choć niektóre sceny wydają się dziś kuriozalne, wciąż można zrozumieć, dlaczego ten film stał się kultowy.

Dlaczego warto obejrzeć naszą recenzję

W Geekosferze wracamy do „Predatora” bez świętości – z humorem, dystansem i lekkim bólem fana. Zastanawiamy się, czy to wciąż film legenda, czy raczej muzealny eksponat, który warto wspominać, ale niekoniecznie oglądać po raz kolejny. W pojedynku z Obcym, naszym zdaniem, przegrywa niestety w przedbiegach.Sprawdźcie naszą recenzję i przekonajcie się sami!

Predator – klasyk, który się zestarzał jak mięśnie Arniego| Recenzja
Tagi: